Geoblog.pl    Capturethemoment    Podróże    Incredible !ndia    Ciężkie początki... czyli aklimatyzacja.
Zwiń mapę
2012
19
maj

Ciężkie początki... czyli aklimatyzacja.

 
Indie
Indie, New Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5517 km
 
Spaliśmy długo po wrażeniach z poprzedniej nocy, budzę się a w naszym pokoju jakby była jeszcze noc, a na zegarku jest 10.00, okazuje się że nasz pokój nie ma okna, tylko atrapę. Szybki prysznic i wskakujemy w nasze podróżne ubrania , czyli długie spodnie, koszulka i buty trekingowe. Po wyjściu z pokoju uderza w nas fala gorąca jest już ponad 45 st. Na ulicy gwarno, ludzie stragany, samochody i tuk –tuki cały czas trąbiące na siebie, czasem mam ważenie że tylko dla zabawy. Czujemy przyjemny zapach przypraw. Wzbudzamy zainteresowanie tubylców, każdy pyta jak długo jesteśmy w Indiach i jakie mamy plany. Pytają nie bez powodu, każdy chce nam coś sprzedać: wycieczkę, bilet albo coś do ubrania. Po krótkiej przechadzce i wymianie pieniędzy, mamy dość , temperatura nas wykańcza. Pierwszy dzień mam zawsze trudny, niezbyt dobrze toleruje takie temperatury, jutro wiem że będzie lepiej, bo będziemy mieli nasze plecaki i lekko się zaaklimatyzuje. Wracamy do pokoju, kończymy nasze polskie kanapki i po krótkim prysznicu zastanawiamy się co dalej. Liczą na to, że bagaż zostanie nam przysłany, postanawiam poczekać z zakupami.

Po krótkim odpoczynku robimy podejście nr 2 do Delhi. Kupujemy bilety na metro i zmierzamy do Czerwonego Fortu, co chwila wdając się w dyskusje z kimś o możliwościach dalszego podróżowania, jednocześnie orientując się w cenach . Woda 20 rupii , coca cola 35rupii, czyli tak naprawdę ceny dla nas korzystne. W jednym z biur turystycznych omawiam z właścicielem możliwość wynajęcia taksówki na seesighting Delhi- cena wydaje się rozsądna, ale przecież mamy już bilet do metra więc odpada. W drodze do metra przyglądamy się ulicą, odbiegają od standardów europejskich, wszędzie śmieci, choć nie śmierdzi, wszechobecni ludzie leżący w różnych miejscach i pozycjach. Okazuje się że upał nawet dla miejscowych jest nieznośny.

Pod czerwonym Fortem jest już tak gorąco, że nie wiem co mam ze sobą zrobić, czuje że jest mi słabo. Postanawiam poczekać trochę w cieniu, aż mi przejdzie i podejmuje decyzję o powrocie do pokoju. Wracamy metrem, choć nie bez kłopotu, wcale nie jest to takie proste by się zorientować gdzie jesteśmy, nie mamy mapy ,a ta w przewodniku jest nie użyteczna. (Berlitz). Pomagają nam ludzie i docieramy do hotelu . Boli mnie głowa, biorę coś p/bólowego i zasypiam na 6h.

Jest 22, kiedy wracam do żywych. Wychodzimy coś zjeść i sprawdzić czy jest wolny pokój dla naszych znajomych. którzy przylatują w nocy. Na ulicy zgiełk i hałas szukamy miejsca gdzie stołują się tubylcy, trafiamy do małego stoiska gdzie Pan na gazecie serwuje placki a do tego w małej miseczce z papieru podaje coś o silnym kolorze curry, decydujemy się. Posiłek dla dwóch osób kosztuje 30 rupii i jest bardzo dobry, ze względu na to że Pan w ogóle nie mówi po angielsku , nie dowiedzieliśmy się co spożywamy. Spokojnie jedząc podnosimy głowy i nasza uwagę przykuwa restauracja o ładnie brzmiącej nazwie Mont Everest, udajemy się tam na coca-colę i coś mocniejszego by odkazić przewód pokarmowy. Następnie udajemy się do hotelu by zarezerwować pokój dla reszty i kładziemy się spać. Około 2.00 przyjeżdża Zosia i Przemek, a 0 3.00 nasze bagaże… hurra aa…. Mieliśmy na dzień następny zaplanowane zwiedzanie Agry, ale cóż trzeba dostosować plan do warunków :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 24 wpisy24 0 komentarzy0 64 zdjęcia64 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
17.05.2012 - 12.06.2012