Geoblog.pl    Capturethemoment    Podróże    Incredible !ndia    Okolice Kathmandu...
Zwiń mapę
2012
22
maj

Okolice Kathmandu...

 
Nepal
Nepal, Bhaktapur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6330 km
 
Dziś dzień pełen wrażeń, znów pobudka o 4.00 i jedziemy wynajętym busem do punktu widokowego podziwiać Mt. Everest o wschodzie słońca. Niestety szczęście nam nie dopisało i zamiast tego zobaczyliśmy jedynie duże zachmurzenie. Plusem jednak tej wycieczki na wysokość 2, 5 tyś m.n.p.m był przejazd przez kotlinę Katmandu i podziwiane wsi o poranku, ładne terasy z poletkami ryżowymi i miejscowi ludzie przy porannej toalecie – każdy ze szczoteczką do zębów, zadziwiająco ładne zęby mają hindusi w stosunku do ogólnego stanu higieny w tym kraju.

Generalnie dziś za cel postanowiliśmy zwiedzić całą dolinę Katmandu. Rozpoczęliśmy od miejscowości Bathapur – malutkie miasto ze placem Durbar oraz imponującym Mandir Njatapola , placem Dattatraja -wstęp 1000 rupii, jednak warto. Dla nas najlepiej zachowany i najbardziej zadbany kompleks świątyń z pałacem miejskim. Uroku temu miejscu nadawała także pora dnia w której się tam znaleźliśmy, nie dość że temperatura była znośna to na dodatek wcale nie było ludzi. Zrobiliśmy się głodni, ale ze względu na wybory, które dalej trwały nie było szans żeby znaleźć miejsce z jedzeniem.

Teraz kilka słów u sytuacji politycznej: Nepal ogólnie nie jest miejscem gdzie turystyka kwitnie, pierwsi turyści pojawili się tutaj w 1991r, kiedy pozwolono wjechać tylko 50 tyś turystów, obecnie liczba ta jest kilkanaście razy większa. Prawdopodobnie za taki stan rzeczy odpowiadał król, który trzymał Nepal odcięty od reszty świata. Król miał oficjalnie władze do lat 90 tych, kiedy na skutek zabójstwa w rodzinie królewskiej zmienił się ustrój. Władze przejęły partie polityczne z premierem i prezydentem na czele. Natomiast król pełni funkcję reprezentacyjną i jest na własnym utrzymaniu. Jednak i tak sytuacja w kraju nie jest stabilna, bo po pierwsze nie ma wyborów powszechnych do parlamentu, a po drugie jest około 100 partii politycznych i co gorsza co 6 miesięcy zaczyna rządzić inna. To wszystko nie podoba się ludziom, bo brak stabilizacji powoduje zmniejszoną ilość turystów, a tym samym mniejsze zyski.

Wracając do zwiedzania następnie pojechaliśmy do świątyni Śiwy – Pasupatnath (500rupi) , pomimo tego że tylko hindusi mają wstęp do świątyni, to mieliśmy okazję zobaczyć coś zupełnie innego w jej okolicach. Rzeka , która otacza tą świątynię jest dopływem Gangesu. Nad jej brzegiem rozciąga się kilkanaście betonowych stanowisk , na których urządzanych są pogrzeby. W związku z tym że rozpoczęliśmy bardzo wcześnie zwiedzanie mogliśmy przyglądać się całemu pogrzebowi w szczegółach. Wszystkie zwłoki muszą być przywiezione do miejsca spalenia przed wschodem słońca, czekają w specjalnym pomieszczeniu na spalenie, a razem ze zwłokami cała rodzina. Kiedy już mężczyźni ułożą specjalnie przygotowany stos, do którego dodaje się wosk żeby lepiej się paliło. Zwłoki przyniesione są z tej przechowalni nad brzeg rzeki. Kobiety ( żona , córki ) zaczynają płakać i lamentować jak na zawołanie. Synowie zajmują się zwłokami, najpierw przenoszą zwłoki na stos, kilkakrotnie okrążając stos ze zwłokami. Następnie rozbierają zwłoki z ubrania, bo jak mówi przysłowie: rodzisz się nagi, umierasz nagi. W tym czasie kobiety musza zostać rytualnie obmyte i powinno się im obciąć włosy. Po tym wszystkim rodzina zaczyna proce żegnania się ze zmarłym, kilkakrotnie okrążają zwłoki , sypiąc je przy tym kolorowymi proszkami. Ostatnim etapem jest podpalenie zwłok , z tym że ogień powinien się zacząć od ust. Całe palenie zwłok trwało jakieś 2-3 h, po zakończeniu specjalna osoba spycha resztki drewna oraz zwłok do rzeki, a by dopełnić rytuału każdy z członków rodziny musi spłukać miejsce palenia, żeby całe szczątki mogły się połączyć w Gangesie. Taki pogrzeb skupia gapiów, nie tylko turystów ale i miejscowych. Ciekawostkę, którą przeczytaliśmy w jednym z przewodników było fakt, że częścią tego rytuału było rzucanie się żony w ogień za mężem, co miało udowodnić jej miłość i oddanie. Na szczęście to zachowanie zostało zakazane przez anglików w latach 40stych.

Naszym następnym przystankiem była największa stupa buddyjska w Nepalu – Bouchanath, która robi ogromne wrażenie dlatego że jest biała a na tym tle unoszą się liczne flagi, które są znakiem próśb do Buddy. I tam w końcu udało nam się coś zjeść, po całym dniu była to jedna z milszych rzeczy. Na koniec zostawiliśmy sobie Poton, miasto bliźniacze do Bhaktapur , ale troszkę mniejsze ( Wstęp 700 rupii, także warto zobaczyć) oraz Swajambhumath ( świątynia małp), duża stupa buddyjska , najstarsza w Nepalu, ważna dla wyznawców .

Znów szybki posiłek ( noodels with chicken – 120 rupii) i jedziemy na dworzec. Bo na dziś to jeszcze nie koniec atrakcji, jedziemy nocnym autobusem rejsowym do Pokohary – małej miejscowości w zachodnim Nepalu, podobno najlepszej bazy wypadowej na Annauprne. Nie wyobrażajcie sobie, że podróż była jedynie zwykłą przejażdżką, taka podróż to przygoda sama w sobie. Już na dworcu miejskim kiedy przybliżmy wzbudziliśmy wielkie wrażenie, ludzie w Indiach oprócz tego że chcą z nami „ubijać „ interesy, część z nich jest po prostu ciekawa kim jesteśmy. Dlatego też nawiązaliśmy na dworcu kilka znajomości, a najbardziej zażyłą z naszym kierowcą, który opowiedział nam historie swojego życia ( kiedyś pracował jako trekker, a teraz z racji posiadania żony nie może włóczyć się po górach), co przypieczętowaliśmy niewielkim spacerem na jednym z postoju. Ale od początku…

Kiedy wybiła godzina odjazdu zaczęliśmy się niepokoić bo wciąż nie ruszaliśmy, nie wiedzieliśmy o co chodzi. A tu chodziło o to by autobus był pełny, a że na dworcu głównym nie było już więcej chętnych wyjechaliśmy z dworca i pomocnik kierowcy nawoływał z drzwi jadąc przez miasto na wszystkich przechodniów i wręcz wciągał ich do autobusu, kłócąc się z nimi i szarpiąc co czasami przypominało niewielką tragikomedie. Na każdym z postojów , gdy ktoś chciał wsiąść razem z ta osoba do autobusów wchodzili różni handlowcy, którzy próbowali nam sprzedać wszystko: od zegarka po lampki, jedzenie w tym bardzo aromatyczna kukurydza z blachy – którą przed zakupem każdy, każdą dotykał i sprawdzał czy jest miękka, a po zjedzeniu ładnie wycierał ręce w zasłony w autobusie :) Sprzedawcy wchodzili z przodu autobusu, przechodzili najpierw z jednej strony , a następnie wracali próbując wzbudzić zainteresowanie pasażerów z rzędów naprzeciw. Wrzask i rumor , który nas otaczał jest nie do opisania ,im mniej ktoś starał się zwracać na nich uwagę tym bardziej próbowali cie swoim towarem zainteresować . Po około godzinie mieliśmy nawet nadkomplet a wszyscy podróżni byli najedzeni i szczęśliwy że możemy jechać dalej. Zrobiła się 21.00 i ściemniło się , chcieliśmy odpocząć, ale właśnie wtedy kierowca włączył swój ulubiony hinduski zespół na cały regulator, a dodam że nasze uszy nie są przyzwyczajone do takich dźwięków i pomimo korków do uszu prze dwie następne godziny nie zmrużyliśmy oka ;) O północy nastąpił przystanek i każde z nas było zadowolone że trochę odpoczniemy od tej kociej muzyki, zjedliśmy pyszny i tani posiłek na postoju. ( nazwa dania the dish – coś jak nepali set, ale ichniejszy – 80 rupii – wiele dokładek w cenie ;) Dalsze droga przebyła już bez zakłóceń, zmienił się kierowca, zmieniła się muzyka i o godz. 3.00 byliśmy już w Pokoharze. Z dworca wzięliśmy taxi (600 rupii) i znaleźliśmy pokój , który Mr. Bhin zamówił nam u swojej rodziny. Trzeba przyznać, że pokoje czyste a sam hotel położony bardzo ładnie w dużym zadbanym ogrodzie. Idziemy spać, to był długi dzień….
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 24 wpisy24 0 komentarzy0 64 zdjęcia64 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
17.05.2012 - 12.06.2012