Życie nad jeziorem...

W związku z tym, że podróż poprzedniej nocy zmęczyła nas bardziej niż przypuszczaliśmy, wstaliśmy dopiero około 11.00. Okazało się że temperatura jest dość znośna, ale zamiast intensywnego zwiedzania ( bo w Pokharze jest co oglądać: wodospady, ,,stupy’’ na każdym wzgórzu itd.) )wybraliśmy leniwy dzień nad jeziorem. Najpierw zjedliśmy śniadanie, tradycyjnie tosty – cena względnie korzystna. ( tosty -80 rupii, omlet – 120 rupii) A potem zaopatrzeni w stroje kąpielowe oraz klapki udaliśmy się nad jezioro, gdzie wypożyczyliśmy łódkę (koszt: 700 rupii nepalskich) i właściwe od razu wskoczyliśmy do wody żeby popływać. Od razu nam się humor poprawił, a kondycja polepszyła. Po kilku godzinach pływania i kąpieli grzecznie oddaliśmy łódkę i po krótkim prysznicu udaliśmy się na spacer do miasta by poczuć atmosferę małej górskiej miejscowości i by zjeść coś dobrego.

W Pokharze właściwe jest tylko jedna ulica handlowa, wokół której toczy się życie: pełno na niej sklepów z pamiątkami oraz sklepów z rzeczami potrzebnymi do trekkingu. Miejscowość ta jest znana z tego że jest bardzo dobą bazą wypadową na trekkingi wokół Annapurny oraz na rafting. Po drodze spotkaliśmy jedynie kilku turystów którzy tak jak my przyjechali by zobaczyć miejscowość, bez planów na trekking. Szkoda że pogoda nam nie dopisała i nie mogliśmy zobaczyć wysokich szczytów górskich, bo wszystko przykryte było warstwą mgły. Po szybkim rozpoznaniu terenu siedzieliśmy już w małej miejscowej restauracji, która była oblegana przez zaaklimatyzowanych przyjezdnych. Jedzenie jak zwykle przepyszne, zamówiliśmy Nepali set wegetariańskie oraz z koziną , a Zosia noodels (wpływ chiński). Po kolacji wróciliśmy do hotelu, gdzie usiedliśmy w ogrodzie i gadaliśmy o naszych dalszych planach popijając rum, dla zdrowia naszych przewodów pokarmowych :)

Komentarze (0)