Dzień rozpoczęliśmy o godz. 10, kiedy to opróżniliśmy jeden z pokoi bo co prawda my wyruszamy do domu już dziś wieczorem, to nasi znajomi zostają w Delhi do jutra. Udaliśmy się na śniadanie do sprawdzonej już przez nas wcześniej restauracji Mon Everest. Tym razem postanowiliśmy uczcić nasz ostatni dzień w Delhi i trochę zaszaleć kulinarnie. Zamówiliśmy American brekfast ( bardzo indyjskie) – 220 rupii, ja tradycyjny masala omlet , plus tosty ( cana 65 rupii + 40 rupii). W restauracji tej za przystępną cenę można zjeść , naprawdę pożywny i dobry posiłek. Po 3 tygodniowej podróży uznaliśmy, że ani straszliwy tłum ani upał nie są dla nas już takie straszne , żeby nie udać się na zakupy przed wyjazdem do Polski. Kupiliśmy wiele rzeczy głównie pamiątki dla najbliższych, trochę biżuterii oraz ubrań, ceny w porównaniu do innych miast Indii korzystne. ( spodnie simbad 140 rupii). Nie moglibyśmy w naszych zakupach nie uwzględnić przypraw, które znaleźliśmy na jednym ze stoisk Main Bazzar. Stoisko to prowadzone przez kucharza, zresztą znanego z programu Roberta Makłowicza, bogate było w przyprawy oraz różne rodzaje herbat, a co ciekawe właściciel znał wszystkie polskie nazwy przypraw. Skusiliśmy się na przygotowane mieszanki przypraw : mała 250 rupii, duża 450 rupii oraz herbaty smakowe 100 rupii za 100g. A następnie udaliśmy się do małego stoiska z stalowymi naczyniami i zaopatrzyliśmy się w komplet naczyń dla czterech osób potrzebny do podawania tradycyjnych dań indyjskich ( koszt 560 rupii). Po zakupach skończyliśmy się pakować i około godz 17stej udaliśmy się na ostatnia wspominkową, wspólną kolacje. I tym razem restauracja Mont Everest nam mile zaskoczyła, każdy z nas zamówił to co lubił najbardziej , czego efektem były pełne brzuchy i rachunek na 1280 rupii Taksówka przyjechała po nas punktualnie o 20 stej i bez problemu dotarliśmy na lotnisko.